1/13/2014

Na początek może się wytłumaczę. Postanowiłam stworzyć serię artykułów, w których będę opisywać różne popularne, ale też te mniej popularne, zespoły grające głównie rock i jego odmiany. Będą klasyki, będą również formacje zupełnie nowe. Postanowiłam zacząć od zespołu, który jest zdecydowanie najbliższy mojemu sercu. 
Proszę państwa, powitajcie Green Day!

 NAZWA: Green Day
ROK POWSTANIA: 1987
POCHODZENIE: Stany Zjednoczone, Kalifornia
GATUNEK MUZYCZNY: punk-rock, pop-punk, rock alternatywny
CZŁONKOWIE:  Billie Joe Armstrong, wokal prowadzący, gitara (na zdjęciu w środku); Mike Dirnt, wokal wspierający, gitara basowa (na zdjęciu po lewo); Tré Cool, perkusja (na zdjęciu po prawej), od 2012 roku oficjalnym członkiem zespołu jest również Jason White grający na gitarze (nieobecny na zdjęciu)

Zespół powstał w 1987 r. z inicjatywy szkolnych przyjaciół - Billiego Joe oraz Mike'a Dirnta. Obaj chłopcy nie mieli łatwego życia - Mike wychowywał się w rodzinie zastępczej, a Billie Joe stracił ojca w wieku 10 lat (Ciekawostką jest to, że przed śmiercią ojciec podarował chłopakowi błękitnego stratocastera, na którym gra do dziś, jest on widoczny m.in. w teledysku do "Basket Case"). Do dwóch kumpli ze szkolnej ławy dołączył perkusista John Kiffmeyer (pseudonim Al Sobrante), zespół zaś nazywał się "Sweet Children" (niezwykle punkowa nazwa, nieprawdaż?). Formacja grywała głównie w miejscowym barze, w którym pracowała matka Billiego, potem trafili do tzw. "mekki dla punkowców", a mianowicie do klubu przy Gilman Street, gdzie grały takie zespoły jak np."Operation Ivy" (ale o nich porozmawiamy kiedy indziej). W 1990 trafili pod skrzydła niezależnej wytwórni "Lookout!", gdzie nagrali swój debiutancki album pt. "39/Smooth".10 utworów zostało nagranych w dwa dni! W 1991 roku grupa wyruszyła w tournee po Kaliforni, w tym czasie zespół opuścił Al Sobrante. Zastąpił go Tre Cool, który gra w zespole do dziś i jest jednym z najbardziej charakterystycznych jego członków. W ramach kolejnej trasy, tym razem europejskiej, zespół odwiedził nawet Polskę! Zagrali w Gryfinie, Białymstoku i Bydgoszczy. W 1992 roku muzycy nagrali kolejny album zatytułowany "Kerplunk!". To właśnie wydawnictwo sprawiło zainteresowanie większych wytwórni. Zespół przeszedł do wytwórni "Warner" i w 1994 pod przewodnictwem Roba Cavallo wydał przełomowy album w całej swojej karierze - "Dookie". To właśnie z niej pochodzą najpopularniejsze hity takie jak "Basket Case","Welcome to Paradise", czy "When I come around". Z tym albumem wiąże się również historia z Woodstocku '94, kiedy to publiczność zaczęła na koncercie obrzucać się błotem i zespół został zmuszony do zejścia ze sceny.
 
"Więc idź robić to, co lubisz. Upewnij się, że robisz to mądrze."

Kolejną płytą w historii Green Day jest,wydany w 1995 r., niezwykle pesymistyczny "Insomniac", z głośną, za sprawą teledysku, piosenką "Geek Stink Breath". Teledysk piosenki przedstawia wyrywanie zęba, a MTV początkowo nie chciała go puszczać, uznając jako kontrowersyjny. To jednak nie przeszkodziło popularności zespołu, który to za tę płytę dostał Grammy w kategorii "Najlepszy zespół". 


Następnym wydawnictwem z 1997 r. był "Nimrod". Wywołał dość duże zaskoczenie wśród fanów, ponieważ znacznie różnił się stylistycznie od poprzedników, utwory z poprzednich albumów były dość szybkie i energiczne, opierały się na 3-4 akordach. Tym czasem "Nimrod" jest niezwykle zróżnicowany, znajdziemy dotąd nieznane ballady, takie jak "Good Riddance (Time Of Your Life) oraz piosenkę, którą kocham za wyśmianie tzw. "Drag queen", za aranż instrumentów dętych oraz za to, jaką atmosferę wywołuje na koncertach (cała hala pełna ludzi, a ty klęczysz, bo wokalista ma taki kaprys, a w między czasie cały zespół się przebiera w damskie ciuszki, coś niesamowicie śmiesznego).


 Jako przedstawiciela "Nimroda" miałam zamiar wstawić spokojne "Good Riddance (Time of Your Life), ale nie podaruję sobie, jeśli nie usłyszycie "King for a day"!

Po "Nimrodzie" zespół zupełnie zniknął ze sceny muzycznej na dwa lata. W 2000 roku ukazał się kolejny album pt. "Warning". Jest to chyba najradośniejsze dzieło w historii zespołu,  choć "Mistery" opowiada o smutnych ludzkich losach, a w piosence pt. "Deatbeat Holiday" wokalista wspomina swojego zmarłego kota. Jest to nawiązanie do autentycznej historii, która przydarzyła się Billiemu Joe. Mężczyzna zupełnie przypadkiem uprał w pralce swojego kota. Od tamtego zdarzenia jest wegetarianinem, a we wcześniej wspomnianym utworze śpiewa: 
"Wake up, The house is on fire
And the cat's caught in the dryer"
TŁUM. "Obudź się, dom jest cały w płomieniach
A kot jest złapany w suszarkę".
Jak widać, każdy temat do napisania piosenki jest dobry. Według mnie najlepszym  utworem z tej płyty jest zdecydowanie "Minority", w której Billie śpiewa o tym, że chce być mniejszością. Moim zdaniem to trochę piosenka-ukłon do ludzi, którzy od czasów "Dookiego" zarzucali zespołowi, że "się sprzedali" oraz zaczęli grać tylko dla pieniędzy i odcięli się od mniejszości muzycznej, w której zaczynali.

"For crying out loud" she screamed unto me
A free for all (...)
You are your own sight"
TŁUM. "Wykrzycz to głośno!" ona krzyczała do mnie
Jestem wolny od wszelkich zobowiązań (...)
"Jesteś swoim własnym drogowskazem" 

   Rok po "Warningu" ukazał się album "Interational Superhits" z największymi hitami zespołu, a w 2002 wydano "Shenanigans", który to zawierał piosenki wydane wcześniej na singlach.
  Następnie Green Day zaczął pracować nad nowym materiałem. Powstał wtedy album "Cigarettes & Valentines" zawierający 20 piosenek. Nie słyszeliście nigdy o nim?  Cały materiał został skradziony ze studia nagraniowego. Tre Cool poprosił tylko o to, że jeśli ktoś wyda tę płytę, to niech chociaż da przyzwoitą okładkę.
  Zespół jakoś pozbierał się z tej sytuacji i w 2004 roku światło dzienne ujrzał "American Idiot". Płyta niezwykła, kolejna, po "Dookie" tak przełomowa w historii zespołu, nazywana "rock operą". W czasie trasy koncertowej, która ją promowała grupa po raz kolejny dała koncert w Polsce (2005, Katowice). Singiel o tym samym tytule, co sama płyta, jest jedną z najpopularniejszych piosenek formacji, a sam Billie Joe powiedział: "Ta piosenka nosi tytuł American Idiot. Jest o mnie!". Piosenki opowiadają głównie o realiach i skutkach rządów prezydenta Geogrge'a Busha w Stanach Zjednoczonych, ale również wszystkie łączą się w tzw. koncept album, mamy do czynienia z kilkoma bohaterami, główną z piosenek jest "Jezus z przedmieść". To sprawiło, że płytę w 2010 r. przekształcono na musical, który był wystawiany w St. James Theatre, jednym z teatrów na Broadwayu, w kilku spektaklach zagrał nawet sam Billie Joe Armstrong. Oprócz tego wydano tzw. "koncertówkę" pt. "Bullet in a bible". Zawiera ona nagrania z dwóch koncertów oraz filmik zza kulis. Polecam, szczególnie fanom Green Day, materiał ukazuje zespół z zupełnie innej strony i pokazuje, jak wielki show potrafi zrobić zespół na scenie. Po obejrzeniu tego DVD postanowiłam, że kiedyś pojadę na ich koncert.
     Piosenka, która tytułem mogłaby służyć za hymn wszystkich uczniów powracających do szkoły po wakacjach. Tak naprawdę została napisana przez Armstronga dla jego ojca, który umarł na raka właśnie we wrześniu.

Po sukcesie American Idiot muzycy wzięli się ponownie do pracy i tak powstał album "21st Century Breakdown". W tym przypadku również mamy do czynienia z głównymi bohaterami, są nimi Christian i Gloria. Opowiadają historię życia młodej pary w obecnym społeczeństwie. Utwory również nawiązują do polityki Stanów Zjednoczonych, np. piosenka "See the light" to nawiązanie do "światła" jakie ma przynieść krajowi wybór Baracka Obamy na prezydenta. Mój ulubiony kawałek? Nie mogę się zdecydować, z jednej strony troszkę hippisowski, zupełnie odbiegający od stylistyki zespołu "Peacemaker", a z drugiej dość mroczna "Viva la Gloria! (Little Girl)" wyśmiewająca, po części, uzależnioną, zagubioną dziewczynę.

   

   Zanim przyszedł czas na kolejną płytę grupa wydała kolejne wydawnictwo koncertowe pt. "Awesome As F***". Nie jest to jednak ciągiem nagrany koncert, a zmontowane nagrania z całej trasy koncertowej. Dla fanów gratka, bo zawsze miło pooglądać ulubiony zespół, ale poprzednia płyta koncertowa była o wiele, wiele lepsza.
  I w końcu przyszedł czas na ostatnie, jak dotąd, osiągnięcia grupy. Na przełomie 2011 i 2012 r. usłyszeliśmy wiadomość o nadchodzącej nowości. Okazało się jednak, że nie będzie to jedna płyta, a aż trzy! I tak we wrześniu jako pierwsza ukazała się "Uno!" z twarzą wokalisty na okładce. Stylistycznie zaskakująca płyta, dużo inspiracji funkiem, popem. Promowana przez single: "Oh Love", który według mnie jest mocno średni i troszkę wieje nudą oraz "Kill the DJ", który od razu zdobył moje serce.
  
Następna ukazała się "Dos!", a na okładce widniał nikt inny, a basista formacji, Mike Dirnt. "Dos!" to głównie proste, pop-punkowe kawałki oprócz rozpoczynającego "See You Tonight", a także piosenki-hołdu dla Amy Winehouse (piosenka, rzecz jasna, nazywa się "Amy"). Oprócz tego na płycie znalazł się kobiecy głos artystki o pseudonimie "Lady Cobra", śpiewa ona razem z Armstrongiem w "Nightlife". Nie zastanawiałam się długo co do kwestii, którą piosenkę z tej płyty Wam zaprezentować. Zdecydowanie singiel Stray Heart, prosta piosenka, oczywiście o miłości,  nadaje się do tego idealnie!


Część trzecia "Tre!" miała ukazać się w styczniu 2013 roku, jednak zespół postanowił zrekompensować fanom odwołane koncerty, co było spowodowane problemami zdrowotno-psychicznymi wokalisty i album został wydany na początku grudnia 2012. Billie Joe mówi o niej "W pewnym stopniu jest to też epicka płyta. Nigdy nie zaczynaliśmy albumu od ballady, a na tym tak właśnie jest." Płyta zaczyna się piosenką "Brutal Love", która, według mnie, jest jedną z najlepszych ballad, jakie Green Day kiedykolwiek napisał. Usłyszenie wersji koncertowej i wylanie morza łez (żeby nie było nieścisłości, to były łzy szczęścia i wzruszenia, nie rozpaczy) utwiedziło mnie tylko w tym przekonaniu. Potem mamy raczej energiczne kawałki, zdarzają się również te spokojniejsze, ale wszystkie są utrzymane w rozpoznawalnym "stylu" zespołu. Płytę zamyka również ballada pt. "The Forgotten", która znalazła się w II części ekranizacji ostatniej książki sagi "Zmierzch", "Przed świtem". 

  W ramach trasy promującej tę trylogię muzycy odwiedzili Polskę i zagrali prześwietny, niemalże 3 godzinny koncert w łódzkiej Atlas Arenie. Oprócz tego stworzono również "Cuatro!", film pokazujący pracę nad trylogią, jednak nie został samodzielnie wydany, można było go nabyć razem z płytą "Tre!", był również wyświetlany na kanale VH1.

Na koniec ciekawostka o perkusiście zespołu. "Tre Cool" na prawdę nazywa się Frank Edwin Wright III i uczęszczał do szkoły dla klaunów :)

Jeśli dobrnąłeś/dobrnęłaś do tego momentu - jestem pełna podziwu! 
Mam nadzieję, że spodobało się Wam. Dajcie mi znać jaki zespół jako następny mam wziąć pod lupę.
Categories: ,

2 komentarze:

  1. Propozycja: Avantasia (zasadniczo nie jest to zespół a tzw. sideproject) - dlaczego? Posłuchaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, dzięki za propozycję :D
      Postaram się spełnić twoje oczekiwania i napisać co nieco o nich. Enjoy! :)

      Usuń

pusty obrazek na przerwe!